Uwaga Spoilery!

Kiedy w 1998 roku, w kinach na całym świecie, zadebiutował amerykański blockbuster pt. „Najlepsi z Najlepszych” nikt o zdrowych zmysłach łącznie z reżyserem filmu Robertem Radlerem nie spodziewał się, że ćwierć wieku później ów tytuł doczeka się tak spektakularnej nowej odsłony i że reżyserią zajmie się Europejczyk, Polak.

Jarosław Kaczyński, bo o nim mowa, podjął się tej jakże zaskakującej misji w przekonaniu, że mu się uda i odniesie sukces. Niestety możemy tu tylko mniemać drogą dedukcji, jakie emocje i pobudki szargały autorem, które w efekcie doprowadziły go do takiej decyzji. Jesteśmy chyba zbyt małym, nic nieznaczącym medium tudzież niegodnym rozmowy z mistrzem, który nie zgodził się na komentarz.

„Prezes” swoją przygodę z wielkim ekranem rozpoczął dość wcześnie jak na polskie standardy i realia panujące w tamtych czasach, bo już w 1962 roku mając niespełna 13 lat zagrał w filmie pt. „O Dwóch Takich co ukradli Księżyc”. Kaczyński u boku swojego, później tragicznie zmarłego, brata Lecha, zagrał jedną z głównych ról. Od tamtego czasu jego kariera tylko zwyżkowała, do tego stopnia, że na dzień dzisiejszy ponad 7 milionów Polaków uważa go za wielkiego człowieka „zbawcę narodu”

Przespany pod pierzyną stan wojenny i późniejsze klęski polityczne, chociażby ta z 2007 roku oraz tragiczna śmierć brata w 2010 roku doprowadziły Kaczyńskiego do stanu, w którym za wszystko winił swoje otoczenie i innych tylko nie siebie samego. Ta nie stwierdzona schizofrenia paranoidalna doprowadziła go moim zdaniem do momentu desperacji, w którym to przez 8 ostatnich lat próbował wmówić wszystkim, że „żadne krzyki i płacze nas nie przekonają, że białe jest białe, a czarne jest czarne.” Niestety białe jest białe a czarne jest czarne i 15 października tego roku ponad 12 milionów Polaków mu to wypominało.

Tytułowi „Najlepsi z Najlepszych” w reżyserii Kaczyńskiego mają być odpowiedzią na ów policzek wymierzony w niego przez ludzi, którzy tak tłumnie poszli do urn w dniu ostatnich wyborów mówiąc stanowcze nie jego autorytarnym zapędom. W rolach głównych tego paszkwila demokracji – jak potocznie się mówi o tym dziele „Prezesa” – występują takie postacie jak znany już od dobrych kilkunastu lat w branży Mateusz Morawiecki, który gra tu rolę premiera szukającego poparcia wśród ludzi, z którymi rozmawia tylko on sam, bez ich wiedzy czy świadomości.

Morawiecki jest tu postacią tragiczną, ale i jednocześnie budzącą pogardę. Jego notoryczne kłamstwa ostatnich ośmiu lat oraz czasami wręcz skandaliczne wypowiedzi i decyzje uderzające we wszystkich Polaków, nie dają podstaw do tego by nawet spróbować uwierzyć w to co on sam teraz obiecuje i o czym zapewnia.

Obok Morawieckiego, na ekranie widzimy również kolejną znaną już widzom postać Mariusza Błaszczaka. Gra on w tym widowisku rolę protektora – faceta od brudnej roboty, jak na Ministra Obrony Narodowej przystało. To niestety tyle co można powiedzieć o tej jakże bezbarwnej postaci, która nawet w kontrze do Morawieckiego niczym szczególnym się nie wyróżnia.

Widać tu wielki problem jaki miał Kaczyński z obsadą ról. Wynikało to najprawdopodobniej z tego że Jarosław za wybitnego reżysera uważany nie jest, ma też swoje lata co mocno rzutuje na jego postrzeganie rzeczywistości. Należy też zaznaczyć, że nie jest to pierwsza próba Kaczyńskiego w tej materii. Wszyscy pamiętamy przecież rok 2010, kiedy to podjęto się próby wskrzeszenia tak kultowego filmu jakim był “Czy leci z nami pilot?”

Film Smoleńsk, bo taką nazwę dostał ów reamke został zmiażdżony przez krytyków i publiczność do tego stopnia że po dziś dzień po internecie krążą memy na ten temat. Była to osobista porażka Kaczyńskiego choć oficjalnie nie przykładał do tego ręki. Wszyscy natomiast zdajemy sobie sprawę z jego mocy sprawczej w tamtych czasach i że bez niego nic takiego powstać nie miało prawa. 

Kolejną jakże ważną z punktu widzenia show, postacią nowego dzieła Kaczyńskiego jest ewidentnie Dominika Chorościńska, która jako jedyna nomen omen z pośród całej obsady posiada wykształcenie aktorskie. Wszyscy pamiętamy Dominikę jak wiernie odgrywała rolę kochanki w narodowym tasiemcu pt. “M jak Miłość”.  Poza jej różnymi nieudanymi epizodami aktorskimi Chorościńska zagrała również w wspomnianym już wcześniej filmie “Smoleńsk”. Śmiem mniemać że jest ona takim drugim, zaraz po Julii Przzyłębskiej, odkryciem towarzyskim Prezesa, który za jej marną grę aktorską ale i oddanie sprawie, powierzył kobiecie rolę Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego.

Kultury pani Chorościńska nie ma za grosz, co pokazała już na pierwszym posiedzeniu nowego sejmu, także świetlanej przyszłości jej nie wróżę, dla dobra swojego i nas wszystkich. Przykładna katoliczka, za jaką lubi być postrzegana jest zwykłą hipokrytką i chyba najbardziej memową postacią spośród tej obsady. W 2017 roku obecna pani Minister była twarzą kampanii “Wierność jest sexy”, zapominając chyba o swojej zdradzie, no ale… katolikom można więcej w tym kraju. Miejmy tylko nadzieję że do czasu.

Do obsady dołączył również Marcin Warchoł wcielający się w rolę szeryfa na planie. Mało w tym animuszu i przyznam szczerze że jestem zawiedziony brakiem Zbigniewa Ziobry w składzie nowej Rady Ministrów i gdybym nie znał Kaczyńskiego to mógłbym pomyśleć, że stary dziad brał korepetycje z matematyki na wakacjach i doszło w końcu do niego że przez zero nie mnożymy. Natomiast Zbyszek najwyraźniej ma teraz inne zadania i ręce pełne roboty, dosłownie. Ktoś przecież musi te wszystkie dokumenty do niszczarki podawać, same się nie zniszczą.

Rzutem na taśmę do obsady dostał się również Jacek Ozdoba. Rzutem bo jakoś nie widzę większego sensu powoływania ministra od niczego już na początku tworzenia rządu. To tylko świadczy o kompetencjach pana Ozdoby ale równocześnie pozostawia u mnie taki niedosyt i zaniepokojenie. No bo z jakiegoś powodu bliżej nieokreślonego, znanego chyba tylko samemu autorowi pan Jacek na planie zdjęciowym się znalazł. 

Koalicja polskich spraw – tak nazywa to show Mateusz Morawiecki, tłumacząc wszystkim że to jest najlepsza obsada na na obecne trudne czasy. Czy najlepsza? Śmiem wątpić, za to bez wątpienia atmosfera na planie jest niezła, zważywszy na to że za dwa tygodnie “pracy” każdy z nich dostanie sowitą odprawę z naszej kieszeni. 

Możliwe że Jarosław Kaczyński bojkotując ostatni film Agnieszki Holland pt. “Zielona granica”, dostrzegł pewną zależność. Film Holland mimo ostrej krytyki i pozwów ze strony środowiska PRL-owskiej konserwy, odniósł i odnosi niemałe sukcesy tak w kraju jak i na świecie i może celem Prezesa jest odwrócenie tego zjawiska na swoją stronę, co byłoby oczywiście absurdem, ale marzeń nikomu odbierać nie wolno.

Cytując Klasyka “…każdy ma prawo do orgazmu, orgazm to fala entuzjazmu” więc pozwólmy Kaczyńskiemu żeby przez te kilka dni jakie zostało do głosowania, mógł w samotności mordować zarodki wsłuchując się w te krzyki rozpaczy nienarodzonych chłopczyków i dziewczynek – oby tylko ktoś mu kupił chusteczki bo inaczej może ucierpieć na tym niewinny kot, a my zwierzaki lubimy, nie zwarzając na to czy to jest kot prezesa czy Saba Ludwika Dorna.

Jeśli ktoś jest ciekaw pełnej obsady tego cyrku to zapraszam na oficjalne strony rządowe gdzie wymienieni są wszyscy “eksperci” nowego rządu Mateusza Morawieckiego. Ja zająłem się tylko “ciekawszymi” jednostkami kolektywu co i tak jasno pokazuje z czym i z kim mamy do czynienia.

Podsumowując: “Najlepsi z Najlepszych” w reżyserii Kaczyńskiego to marna, jak na swój budżet, tragikomedia będąca owocem frustracji starego schorowanego człowieka, który nie może pogodzić się wewnętrznie ze swoją porażką. Co w efekcie doprowadza do szewskiej pasji ponad 12 milionów polek i polaków którzy 15 października oddali głos za inną wizją Polski i od tamtej pory są zmuszeni czekać i oglądać ten łabędzi śpiew partii mentalnych komuchów złodziei i hipokrytów.

Co gorsza, honorowy patronat nad tą obstrukcją objął nie kto inny jak Andrzej Duda, znany narciarz, artysta i poliglota. To właśnie jemu przede wszystkim należą się podziękowania że dopuścił do takiej sytuacji kiedy to oczekiwania były inne.  Nasówa się pytanie w co gra Andrzej? Czy jest świadomy tego co robi czy może ciągle żyje w świecie, który świetnie opisał zespół Myslovitz w kawałku pt. “Sprzedawcy marzeń”?

Przeglądając ostatnimi dniami internet natrafiłem na bardzo ciekawy skecz Sebastiana Machalskiego, który idealnie puentuje ten komentarz.

Sebastian Machalski

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj