Jeśli nigdy nie miałeś parcia na karierę albo przestałeś je mieć, nic nie stoi na przeszkodzie, aby swobodnie krytykować branżę hip-hopową. Wtedy nic nie utrudni Ci realizacji Twoich planów – nie zaprzepaści szansy podpisania kolejnych kontraktów. Gdy uważasz, że „dziś rap musi być memem”, by był popularny, a ładna fryzura, wyszorowane kicksy i podążanie za modą przyniesie Ci milionowe wyświetlenia, to sam możesz zacząć robić memiczny rap. Tylko jest jedno „ale”. Rap, który krytykujesz, nie jest prześmiewczy, a Twój rap wyśmiewa go, dlatego że tamten jest po prostu śmieszny, ale nie zabawny. Jeżeli dodatkowo to, co robisz, najlepiej oddaje wyrażenie „cringe-trigger-prowo-cośtam-rap”, wiesz o tym, że tworzysz duet nazywający się Ghettopop.
Klarenz i Mario Kontrargument, jako duet Ghettopop, w lipcu tego roku wydali już trzeci album swojej grupy. Nosi on tytuł „Kto ma wiedzieć ten wie”. Jest to niespełna trzydziestominutowy krążek, składający się z 10 utworów. Są one utrzymane w konwencji na granicy pastiszu i parodii, a nawiązują do polskiej sceny rapowej. Możemy w nich odnaleźć odniesienia do konkretnych osób, np. Maty, Grubsona i Oskara z PRO8L3M-u, a także do nurtów, np. rapu ulicznego czy motywacyjnego. Piętnowane są także pewne zjawiska, takie jak traktowanie (konstruktywnej) krytyki jako hejtu oraz sposoby tworzenia „hitów”.
Najmocniejszym utworem z albumu jest niewątpliwie „Wuja Clan”. Jest on stylizowany na opowieść początkującego rapera, który swoje niepowodzenia w dotarciu do odbiorców zrzuca na to, że „Polska [jest] niegotowa jak zwykle”. Oczywiście do zdobycia zasięgów przydadzą mu się pisane przez słuchających komentarze. Nie chce on jednak czytać ani słyszeć krytyki, a – same pochwały. Uważa, że wszystko (przede wszystkim wyświetlenia) można kupić. W końcu – przeciwieństwie do zespołu HaiHaieR – rapuje, że jest biznesmenem. Dodatkowo może zarobić nie tylko na muzyce, a także na byciu „banerem”, najprawdopodobniej przez eksponowanie noszonych marek ubrań. Warta odnotowania jest również uwaga o osobach pragnących zostać producentami, których część nie jest wcale oryginalna ani kreatywna. Żerują oni jedynie na „najgorętszych loopach” z serwisów sprzedających gotowe pętle.
Utwór „Wuja Clan” jest zarapowany na poważnie – nie czuć w jego wykonaniu pastiszu. Co innego można powiedzieć o utworze „Byliśmy kiedyś w Warszawie”, zawierającym dużą ilość przeciągnięć sylab i rymów częstochowskich. Można poczuć styl rapowania sprzed kliku dekad. Takie szczegóły jak sprzęt komputerowy – Commodore czy boombapowy bit, przywracają wspomnienia z przeszłości.
Podkład do „Pato place”, będący drillową interpretacją „We Found Love” Rihanny z gościnnym udziałem Calvina Harrisa, stanowi podłoże odniesienia do „Patointeligencji” Maty. Tu „ziomo” autora jest m.in. „homofobem”, „faszystą” czy „pisowcem”, a miłość z refrenu została znaleziona w tytułowym patologicznym miejscu.
Ostatni utwór – „Na szczycie gury” jest nawiązaniem do „Na szczycie” Grubsona. Na klubowym bicie możemy usłyszeć charakterystyczne przesunięcia akcentów na ostatnią sylabę jak w pierwowzorze oraz ciekawą parafrazę słów z „Policemana” Jamala o przeszukiwaniu przez służby mundurowe.
Piosenka „Nie serniczek”, będąca prześmiewczą realizacją utworu motywującego do ćwiczeń na siłowni, rozpoczyna się od przywitania ze „sportowymi świrami”. Mario rapuje m.in. o tym, że jest na redukcji, podobnie jak personel firm, których szefowie są nieuczciwi wobec swoich pracowników. Gry słów pokroju tej przytoczonej przed chwilą pojawiają się sporadycznie, np. w „Chill Pill 2” Klarenz „musi się zaszyć, jakby udawał krawca”, po to by mieć „luz w bani”. W „Wuja Clan” natomiast można usłyszeć punchline: „Ludzie sprawdzają moje tracki, a ty na komendzie sprawdzony”. Kończąc temat formy treści słownej (chociaż można byłoby podać więcej przykładów), bohater utworu „ZAiKS” zainwestuje zarobione pieniądze (budując nieruchomości) jak „deweloper, ale nie Javy”.
Bity na płycie są różnorodne. Utwór otwierający album bazuje na brzmieniu gitary, bez klasycznych uderzeń stopy, za to z bogatą warstwą perkusjonaliów. Możemy również usłyszeć drill
w „Pato place”, trap w „Wuja Clan”, czy bity w rytmie four on the flour, w różnych przedziałach tempa w utworach „We the new slaves” (tu dodatkowo z udziałem gitar elektrycznych), „Nie serniczek” i „Na szczycie gury”.
Autorzy „Kto ma wiedzieć ten wie” nabijają się z rapu, a słuchając ich, można pośmiać się razem z nimi. Do pozytywnego odbioru niektórych utworów z albumu przyda się znajomość konwencji ze względu np. na brzmienie. Z taką sytuacją mamy do czynienia w „Pato place” z powodu niecodziennego wykorzystania efektów typu auto tune, a także w „Byliśmy kiedyś w Warszawie”. W tym przypadku wynika to z archaicznego stylu. Nie są to jednak w ostatecznym rozrachunku minusy, przez które nie poleciłbym tego krążka. Jest wprost przeciwnie. Album jako całość jest warty przesłuchania również ze względu na interesujące przemyślenia. Czasem nawet o charakterze filozoficznym. Dowodzi tego cytat z „We the new slaves”: „Prawda nigdy się nie narzuca, kłamstwo stoi pod światłem”.
Parafrazując Klarenza, należałoby na zakończenie powiedzieć czytelnikom, jak wiele przyjemnych chwil mogą stracić, nie zapoznając się z tym krążkiem.