Kończmy ten felieton, czyli o „Królestwie” ADM-a
Dlaczego królestwo? Zachodzi w głowę z pewnością niejeden. Niedzielny słuchacz może nie wiedzieć, że „ADM rymuje się z król”. Nie dzielmy jednak słuchaczy na lepszych (znających tę powtarzającą się w jego utworach frazę) i gorszych. Nie dla każdego wskrzeszanie ducha starej SB Maffiji musi się skończyć po czasie trzech i pół godziny, jak „Irlandczyk”, a na dodatek przykrym finałem. Bohater tego tekstu wie, jak to zrobić, bo nie brakuje mu „trafnych punchy”.
To, że „Powstaje” z popiołów niczym feniks, wiemy nie krócej niż od premiery tego albumu. Żeby odrodzić się na nowo, najpierw trzeba popaść w ruinę. A że on sam „chciał się zniszczyć” razem z Tombem już wiele lat temu, to nie przeszkadzało mu, aby pisać wersy lepsze od konkurencji, nawet „po litrze na głowę”. Mogłoby się wydawać, że wspomniana konkurencja upada z każdym jego wzlotem. Nie wiemy tylko jednego. Czy to złudzenie optyczne związane ze zmianą punktu odniesienia? Czy może adwersarze stoją w miejscu, przez co ADM wznosi się dwa razy wyżej? Jednego możemy być pewni. Jak przyznaje raper, sam ciągle się rozwija i nie stoi z nimi w jednym szeregu.
W kawałku przekonuje również do swojej autentyczności, subtelnie follow-upując samego siebie. Konkretnie zwrotkę z akcji #hot16challenge2. https://www.youtube.com/watch?v=Jak4E7XlOs8 W obu utworach krytykuje osoby pozujące na innych, niż są w rzeczywistości. ADM „nie gra gangstera jak De Niro”. Wolałby być nikim, niż udawać kogoś, kim nie jest. Jednocześnie podkreśla, że kocha bycie sobą. W końcu są ku temu powody. Jest „mówiącym prawdę” „dżentelmenem” i „przystojniakiem”, ale kiedy trzeba, potrafi „pojechać chłopaka”. Żeby była jasność – nie mówię tego prześmiewczo, jego muzyka to nie cyrk. Chociaż żongluje w niej motywami popkulturowymi niczym zręczny w wymagających sztuczkach prestidigitator. Nie trzeba daleko szukać. Wystarczy pierwsze trzydzieści kilka sekund „Królestwa”, by natknąć się na „Air Force One”, „Władcę Pierścieni”, biblijnego Judasza czy Popeye’a.
Produkcją bitu do „Królestwa” zajął się Got Barss, z którym ADM współpracował m.in. przy płycie „Hellboy”. Muzyka tego producenta w trapowej stylistyce, stanowi podkład do mocno przewiezionej (w pozytywnym znaczeniu tego słowa) nawijki rapera. Pasują do siebie nie tylko w sferze wywoływanych emocji (agresywne brzmienie), ale również przez wykorzystanie pauz w instrumentalu, które uwypuklają warstwę tekstową.
Upływający czas mógł pokrzyżować plany rapera, który przyznaje, że zapomniał przypomnieć o sobie słuchaczom. https://www.youtube.com/watch?v=h8LIBPr5IJE „Zaraz” – z czego to wynika? W tym również wyprodukowanym przez Got Barssa numerze możemy usłyszeć, że intensywne życie odbierało mu możliwość nagrywania kolejnych płyt. Jest jednak tego plus – przeżył tyle, że do końca swoich dni będzie mógł o tym rapować. Minusem jest liczba wydanych przez niego albumów, która nie dobija do potencjalnych dziesięciu, o czym wspominał w „Sztuce umierania”. https://www.youtube.com/watch?v=Lx-Flxg5qiE Twórczość ADM-a to nie teksty o błahostkach ubrane w metafory i gry słów (chociaż takich zabiegów jest u niego pełno). Można w niej odnaleźć jego ból, związany z pełnym ran życiem, do którego końca będzie o nich pamiętał.
Może nie zostałem wyrzucony z butów po przesłuchaniu „Królestwa” (czyżby Harrison Ford nie podołał?), ale sznurówki zostały mocno rozwiązane. Wniosek jednak sam ciśnie się na usta (nie tylko moje), bo jak słyszymy: „to tylko rozgrzewka”. Autor kawałka wysoko ceni sobie rodzinę, stąd nasuwa się sugestia, że podnoszona nad najbliższych poprzeczka, może sprawić wiele trudności innym, by go pobić. Dodając do tego, że dopiero się rozkręca, można zakładać dalszy wzrost jego formy. O czym – miejmy nadzieję – będziemy mogli się przekonać, słuchając nowych luźnych utworów, których seria została niedawno zapowiedziana przez ADM-a.